i po potopowych, takie, których już niewielu nosi w swojej wyobraźni, napisane niewprawną ręką przez tfu...rcę, profana językowego, aby pozostawić swoim potomnym ślad swoje przeszłości. Ponieważ grafopisy zostaną przez nich zapewne oddane na makulaturę, jako niezrozumiałe i niecenione przez potomnych, autor pragnie zabawić nimi jednak obcego czytelnika, zainteresowanego może cudzymi wspominkami dzieciństwa. Za trud odkodowania niezgrabnych zaszyfrowanych wersetów należą się czytelnikowi przeprosiny, jeśli zdecyduje się na lekturę..
Autor kreślący się kryptonimem UP72156
C h ł o p s k a n i e z n i s z c z a l n a
Wśród wielu
największa
Nie wygasa
Jak ta obrócona w
zwyczajność
Ścierana w drobnych
ułomnościach
Krzywdach urojonych
O głupie władztwo
Jednego nad drugim
Walkach
Największa chyba
Większa niewątpliwie
Niż ta co tężeje
Od znaku
Pierwszego pukania
Aż do cierpienia
miłego
A potem kroczy
Po stopniach
pieszczoty
Smakiem nasycenia
Ramienia nawiasem
Wyprawą wspólną po
stopniach
Czasu
Aż do oddania
dziedzictwa
Ogromna chyba
Nieuleczalna
Że jej nie zetrze
Lęk przemijania
Nie skruszy siostra
Współzawodniczka
Niesiona obok
Zwycięska
niszczycielka
Pokaże różki
Gdy bratu
Pierwszeństwo dać
przyjdzie
Ustąpić dziedzicowi
Zawartą w słowach
Zaklęciach
Znakach szukania
swojego
W cudzym
I wreszcie zawarta w
iskrzeniu
Widomym dowodzie
Można wypowiedzieć
Jak traktat
Przez odjęcie gestów
Słów niezwykłych
Sygnałów związania
Okazywanych okiem w
chorobie
Otarciem czoła po
znoju
Można wypowiedzieć
Odjęciem błysków
przywitań
Martwotą warg
Martwotą słów
A tej nie sposób się
pozbyć
Wiąże nieznanym
węzłem
Pleciona z rytmu
Falowania światła
Falowania tęczy
niezwykłej
Od szarości błotnej
Do wybuchów urodzaju
Nie ma do niej
podobnej
Nie ma z nią
porównań
Bo nie jest z tych
co wygasa
Wygasa gdy przyjdzie
Niedołęstwo starowin
Podtrzymywana tylko
nakazem
Powinnością
A tak naprawdę jest
tylko
Cierpliwym gestem
Wyrozumieniem
rozumnych
Gdy nimi są
Ci nie skąpią
ciepłych słów
Nasłuchują
Ta wygaśnie
ostatecznie
W nagłym akordzie
szlochu
Modlitwie powinnej
Więc nie ma porównań
Bo spośród
wszystkich największa
Wabi zapachem
Powiewem rześkich
zalotów
Gdy na Grzegorza
Oko bawi się
szarością lubą
Sprawdza
Ocenia
Gdy stopa zahaczy
W dostateczną
spójność
Gdy święta Agnieszka
Wypuści skowronka
Nie ma większej nad
tę
Tajemną
Niepojętą
Niezniszczalną
Poeta tu ułomny
Dobyta z głębin
czasu
Zestala z macierzą
Że nie oderwać
Jak najtęższy korzeń
Największa spośród
wszystkich
Nie wygasa
Podsycana
Gdy przychodzą na
świat
Dzieła rozliczne
Zrodzone tchnieniem
Ze zmieszania
eliksirów
A to
Pucharu warów
niebieskich
Pian strąconych
A to
Z otuliny szczelnej
Nosicielki
Dawczyni
W niej zawarta
potęga
Moc dla wszystkiego
wszelaka
Gdy przychodzi
Ze zmieszania tych
eliksirów
W owej sprawczyni
pożądań
Tyglu
Płodzi skarby
Tchnieniem
doskonałym
Bez tego nic się nie
stanie
Co się stanie
Ta jest więc
największa
I w cierpieniu
największa
I w radości
największa
Ułomny nawet
Podcięty starości
gadem
Wyjdzie niedzielą
słuchać
Dotknięty
Napiętnowany
Wyjdzie posłuchać
Ucho przykładać
Łowić śpiew ziemi
Oko zawieszać na
źdźble złota
Czy czas nadszedł
żęcia
Postanawiać
Oto wielka z
wielkich
Namiętność uparta
Nie wygasa choćby
nie wiem co
Za nią dali głowy
Nie chcieli się
wyprzeć
Niezliczeni
Gdy garść wyciągał
piekielny władca
Bo kotwicą mocno w
duszy siedzi
Ogromna
Nie rdzewieje
Nie gaśnie z wiekiem
Tężeje raczej
Wielka największa
Wrośnięta do dna
Gdy przychodzili
nocą
Rozkazobiorcy
Namową przypierać
Trzymając rękę w
zanadrzu
Naznaczeni piętnem
Znaleźli
tchórzliwych
Garstkę
Ale nie więcej
Nie łatwo jest
zetrzeć
Rozłupać co jest
spojone
Przez dziadów ojców
Przydane u poczęcia
Trwa więc ta jedna
niezmienna
Nie podobna do
innych
Jedyna
Trwa i niech trwa
Ona jedna wierna
Tląca się do ostatka
Osładza resztki
światła
Przekazywana w
spadku
Razem z kochanką
Ziemią
Pługiem wiosną
pieszczoną